wtorek, 25 listopada 2014

Moje polecanki - "Nokturny"


Dziś, w ramach "polecanek", moja recenzja "Nokturnów"  Johna Connolly'ego książki dla miłośników grozy w stylu starych mistrzów takich jak E.A. Poe czy H.P. Lovecraft.

Groza z klasą


 
Na okładce książki Nokturny jej autora, Johna Connolly’ego, określono jako człowieka natchniętego duchami starych mistrzów grozy. W zaprezentowanych krótkich formach irlandzki pisarz nawiązał nie tylko do twórczości Jamesa, Lovecrafta i Poego, ale również do konkretnej powieści Kinga, a w zamykającym zbiór tekście zaprezentował historię ze swoim "flagowym" bohaterem – prywatnym detektywem, Charliem "Birdem" Parkerem.

Lekturę zaczynamy od Rakotwórczego kowboja – drugiego co do długości opowiadania, w którym niektóre motywy i postacie kojarzą się ze Sklepikiem z marzeniami Kinga. Rasowy glina z małego, amerykańskiego miasteczka nazwiskiem Lopez, który bardzo poważnie traktuje swoją pracę (najwyraźniej hasło "to protect and serve" nie jest dlań pustym sloganem) od razu wyczuwa kłopoty, a nawet zagrożenie dla mieszkańców ze strony osobliwego przybysza. Nie myli się, bo dziwny mężczyzna to typ destrukcyjny, przepełniony bólem, ale czerpiący przyjemność z krzywdzenia i zadawania cierpienia bliźnim. Tytułowy kowboj przynosi śmierć i zniszczenie, ale, tak jak demoniczny sklepikarz z książki Kinga, obawia się zdecydowanego policjanta. Co jest największą różnicą między utworami? Connolly opowieść znacznie skompresował, a mimo to udało mu się oddać nastrój małomiasteczkowej społeczności oraz odpowiednio zaprezentować wielu bohaterów, a nie tylko dwóch najważniejszych. Właściwie, ma się wrażenie, że ludzie w Easton (oprócz Lopeza również jego atrakcyjna partnerka, podwładni, homoseksualny lekarz oraz inni) są jak wyjęci z życia. Biorąc pod uwagę objętość Rakotwórczego kowboja (około pięćdziesiąt stron) to naprawdę nie lada sztuka! Do drobniejszych plusów zaliczyć należy miejscami wyzierający ze zdań ironiczny humor i ostatnie akapity, przypominające zakończenia klasycznych horrorów. 



Nie gorsze jest ostatnie, najobszerniejsze opowiadanie – Oko innego świata. Konwencją blisko mu do książek Mike’a Careya, również protagoniści wykazują pewne podobieństwa, choć Charlie Parker nie wykonuje zawodu egzorcysty. Jest też odrobinę "starszy" (stworzony wcześniej) od Felixa Castora. Rdzeń fabuły to sprawa porywacza i dzieciobójcy sprzed lat. Morderca w swoim domu, tuż przed złapaniem przez policję, zabił się, wypowiadając dziwne słowa. Charliego wynajmuje nowy właściciel domu i jednocześnie ojciec jednej z ofiar. Tak zaczyna się tajemnicza, mroczna sprawa, której finał zawiera elementy nadprzyrodzone. Obok Chandlerowskiego bohatera, pojawiają się inni ciekawi osobnicy, jak choćby zagadkowy egzekutor, żądający (w ramach zadośćuczynienia za bliżej nieokreślony dług) jednego lustra z domu zabójcy czy facet, którego fascynuje wszystko, co wiąże się z miejscami zbrodni. W dialogach autor podkreślił osobowość postaci – lokalny mafiozo jest pełen arogancji, egzekutor wyraża się w sposób zwięzły i konkretny, a wypowiedzi "Birda" często oscylują pomiędzy ironią, a sarkazmem. Warsztat Irlandczyka nie opiera się na sporej ilości prostych zdań, niezależnie od dynamizmu akcji czy jego braku, jak to bywa w niektórych, "bestsellerowych" powieściach kryminalnych. Klimat jest lepszy niż u Careya – czuć atmosferę strachu przed realnym niebezpieczeństwem i czymś, co wykracza poza nasz świat. Kolaż kryminału z grozą wyszedł pisarzowi, jeśli nie wzorowo, to przynajmniej bardzo dobrze.

Co znajduje się pomiędzy Rakotwórczym kowbojem a Okiem innego świata i stanowi nieco ponad połowę książki? Trzynaście tekstów – na ogół króciutkich – utrzymanych w starym stylu; takich, które mają w sobie coś z zabytkowych, eleganckich mebli. Częścią uroku kilku opowiadań są także tytuły, w mniejszym lub większym stopniu zdradzające treść oraz to, z kim (lub czym) będziemy mieli do czynienia (Demon pana Pettingera, Wiedźmy z Unterbury, Wampirzyca, panna Fromm). Żeby postraszyć, Connolly sięga także po makabrycznych klaunów (Gdy dziecko zbłądzi…) oraz postać uprowadzającą dzieci, znaną z ballady Goethego (Król Olch), choć tu niekoniecznie należy traktować ją dosłownie. Przenośne znaczenie można dostrzec również w przemianie córki wychowywanej przez samotnego ojca (Moja nowa córka). Z uwagi na zaskakujące zakończenie (przynajmniej w porównaniu do pozostałych opowiadań) wyróżnia się Kotłownia – narracja, jak w charakterystycznych nowelach E.A. Poego, jest pierwszoosobowa, a wina i tutaj nie pozostaje bez kary.

Na osobne potraktowanie zasługuje Rytuał kości, w którym Conolly obdarzył nauczycieli w prestiżowej, brytyjskiej szkole dla chłopców, nazwiskami wymienionych na okładce literatów. I tak, ciało pedagogiczne współtworzą profesorowie James i Poe, a na czele szkoły stoi charyzmatyczny dyrektor Lovecraft. Prawie całą społeczność, poza narratorem i jego kolegą, łączy upiorny obrzęd, którego opisu zapewne nie powstydziłby się Samotnik z Providence. Autor oddaje szacunek urodzonym w XIX wieku mistrzom, ale jednocześnie kilkakrotnie mruga do czytelnika.

Co jest w zbiorze najistotniejsze? Wszystkie trzynaście historii to udane stylizacje – od nastroju, aż po formę w całej rozciągłości; dobre upodobnienie ich do utworów nawet tak charakterystycznych, rozpoznawalnych twórców świadczy o klasie pisarza. Kluczem do tego, aby ta książka się podobała jest więc akceptacja bardzo konkretnej konwencji, ale nawet jeśli nie przepadamy za prozą pióra Lovecrafta czy Poego, to docenić powinniśmy przynajmniej sam kunszt ich naśladowcy.

Ostatnia zaleta Nokturnów, którą chciałbym zasygnalizować to przystępna cena. Co prawda ilość stron nie imponuje, ale rekompensuje to nieduża czcionka – jest więc co czytać. Niniejszym wpisuję Connolly’ego na listę mniej popularnych pisarzy, których książkom muszę się przyjrzeć bliżej (z naciskiem na perypetie Parkera), co i Wam, drodzy czytelnicy proponuję. 

J.Rusak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz