środa, 21 grudnia 2016

Moje polecanki - "Krąg"


Druga książka Bernarda Miniera z komisarzem Servazem w roli głównej. Zapraszam do lektury recenzji. 

Cienie przeszłości


Bielszy odcień śmierci ze świetnie zaplanowaną fabułą, znakomicie stopniowanym napięciem oraz starannie budowanym klimatem zapewnił Bernardowi Minierowi sukces również w Polsce. Czy Krąg, czyli dalszy ciąg nieustającej walki komendanta Martina Servaza i jego ludzi ze zbrodnią, jest książką równie udaną? Przekonajmy się.

Niepokojący prolog ukazuje rozpacz kobiety porwanej i przetrzymywanej przez psychopatę. Wprawdzie tożsamość okrutnego kata nie zostaje ujawniona, ale każdemu, kto czytał Bielszy odcień śmierci od razu zaświta w głowie jedno nazwisko – Julian Hirtmann. Motyw uprowadzonej zostaje jednak zawieszony, a na kolejnych kilkudziesięciu stronach autor serwuje nam pierwsze morderstwo. Otóż w uniwersyteckim miasteczku Marsac policja znajduje związane i utopione w wannie ciało atrakcyjnej pani profesor. Ważnym elementem miejsca zbrodni są pływające w basenie lalki z kolekcji denatki. Od razu także mamy i podejrzanego. W momencie wkroczenia stróżów prawa na posesji przebywał bowiem Hugo Bokhanowsky – student będący pod silnym wpływem środków odurzających. Lokalny prokurator powierza sprawę Servazowi, a ten już na wstępie ma niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż Hugo to syn jego dawnej kochanki. Czy w takiej sytuacji komendantowi uda się zachować obiektywizm osądów? Co przyniesie powrót do miasta znanego mu z czasów studenckich i ponowne spotkanie z kobietą, którą kiedyś bardzo kochał?

W jednym z wywiadów Minier podkreślił, że przez wykreowane postacie stara się ukazać zmiany jakie zaszły we francuskim społeczeństwie. I tak na przykład Martin (nota bene odstający od stereotypu twardego śledczego) reprezentuje starsze pokolenie; to człowiek ceniący gruntowne, wszechstronne wykształcenie akademickie, poezję oraz muzykę klasyczną, za to pozostający zupełnie na bakier z nowinkami technicznymi i technologicznymi. Można powiedzieć, że protagonista stoi niejako w opozycji do współczesnego, coraz szybciej „kręcącego się” świata, w którym najwyraźniej świetnie odnajdują się młodsi koledzy i koleżanki z „drużyny” – homoseksualny Espérandieu, bojowa policjantka Samira czy wreszcie znająca hakerski fach i kochająca adrenalinę (a także inne kobiety) funkcjonariuszka żandarmerii Ziegler. Właściwie nie dziwi już fakt, że obie panie nieporównywalnie lepiej radzą sobie z walką wręcz czy strzelaniem niż Servaz – taki, widać, znak czasów.

Warto zwrócić uwagę na muzykę słuchaną przez bohaterów. To właśnie upodobania muzyczne (konkretnie twórczość austriackiego kompozytora Mahlera) łączą komendanta z demonicznym Hirtmannem, co w powieści odgrywa rolę niebagatelną. Pewnie policjant i były genewski prokurator nieraz kulturalnie porozmawialiby sobie przy kieliszku koniaku bądź lampce wina… gdyby nie upodobanie tego drugiego do mordowania ludzi. No właśnie, tu dochodzimy do szwarccharakteru. Autor znowu do końca trzyma czytelnika w niepewności – nie wiemy bowiem, czy Julian jest zamieszany w dwa zabójstwa (poza piękną wykładowczynią ginie jeszcze pewien hodowca psów), czy też odgrywa pośrednią rolę strasząc z ukrycia. W każdym razie wszyscy ci, którzy po lekturze Bielszego odcienia z chęcią zakrzyknęliby „za mało Hirtmanna”, tym razem powinni poczuć się usatysfakcjonowani, gdyż w Kręgu poznajemy fakty z dzieciństwa Szwajcara, a nawet, przez moment, patrzymy na wydarzenia z jego perspektywy. W sumie słowa uznania dla Miniera ślę za staranne tworzenie wszystkich postaci (nikt nie został zaniedbany), ze szczególnym naciskiem na Servaza i Hirtmanna, powoli urastającego do rangi Hannibala Lectera.

Powieść ucieszy amatorów kryminałów/thrillerów ilością tropów, liczbą kolejno wyłaniających się podejrzanych oraz umiejętnym zasiewaniem ziaren wątpliwości. Pisarz nie poprzestał na prostej historyjce kryminalnej, lecz solidnie „obudował” ją licznymi wątkami pobocznymi, głębią psychologiczną postaci i faktami z przeszłości głównego bohatera. Nie zapomniał o tle narodowym, a akcję ulokował w konkretnym czasie, mianowicie podczas trwania mistrzostw świata w piłce nożnej w RPA (gdzie reprezentacja Francji zagrała bardzo kiepsko). Minier dobitnie zahaczył o politykę pokazując ją w świetle bardzo nieprzychylnym – demokracja zza kulisów to teatrzyk pozorów i gra dla cyników. Również światek uniwersytecki Marsac kryje nieco moralnego brudu, a przede wszystkim pewną tragedię sprzed lat.

Pora odpowiedzieć na pytanie zawarte w leadzie recenzji: czy nowa powieść dorównuje poprzedniczce? Obie pozycje mają zbliżoną objętość i podobny stopień skomplikowania intrygi. Niestety, Kręgowi brakuje misternie budowanego nastroju, który by mroził, przerażał i elektryzował jednocześnie. Akcja rozkręca się wolniej, przyspiesza zauważalnie natomiast gdzieś w połowie książki, co niektórzy uznają za większą lub mniejszą wadę. I ostatnia rzecz, taki malutki minus: zbyt często Minier napomyka o tym, co działo się w Bielszym odcieniu – niepotrzebnie, bo po Krąg w większości sięgną osoby znające debiut (znajomość ta nie jest absolutnie konieczna, raczej mocno wskazana) i, jak mniemam, bez poważnych problemów z pamięcią.

Należy stwierdzić, że francuski autor zapracował na miano twórcy kryminału erudycyjnego. Dlatego też, mimo, iż Krąg pod kilkoma względami ustępuje Bielszemu odcieniowi śmierci to nadal jest całkiem dobrą powieścią.

J.Rusak

czwartek, 1 grudnia 2016

Spotkanie klubu


Uwaga!

W najbliższy poniedziałek 05.12, na długiej przerwie (12:25) zapraszamy wszystkich klubowiczów na spotkanie do biblioteki szkolnej. Zwycięzcom konkursu o robotach wręczymy nagrody książkowe, omówimy kilka spraw organizacyjnych.

A.Kaleta
J.Rusak

poniedziałek, 28 listopada 2016

Wyniki konkursu


Dzień dobry wszystkim!

Niniejszym ogłaszam wyniku konkursu z robotami w roli głównej. Nagrody książkowe z biblioteki otrzymują:

- Patrycja Zielonka
- Oliwia Zalewska
- Wiktor Śliwiński

Nagroda specjalna wędruje do Patrycji Zielonka, która jako pierwsza podała prawidłowe odpowiedzi dotyczące serialu ze zdjęcia numer 1.

Gratulujemy i dziękujemy za wspólną zabawę. Dla zainteresowanych podaję tytuły filmów z zamieszczonych grafik (plus odpowiedzi do serialu):

1. "Prawdziwi" - serial szwedzki, 2 sezony, tytuł angielski: "Real Humans",
2. "Wielka Szóstka",
3. "Terminator",
4. "Chappie",
5. "Ex Machina",
6. "Pacific Rim",
7. "Ja, robot",
8. "RoboCop",
9. "Transformers", 
10. "WALL-E".


Które z tych filmów widzieliście?
Kolejny, podobny konkurs zaplanowaliśmy na marzec. Z robotycznym pozdrowieniem dla wszystkim fanów s-f!

J. Rusak

niedziela, 20 listopada 2016

Fantastyczna galeria - roboty & konkurs


Witajcie! W listopadzie padło na roboty w science fiction - temat dość rozległy i często eksploatowany. Poniżej zamieszczam - jak zwykle - 10 zdjęć. Wszystkie pochodzą z filmów (siedem filmów fabularnych, dwie animacje i jeden serial), których tytuły są do odgadnięcia. Na tym właśnie polega nasz konkurs, a właściwie... dwa konkursy w jednym! 

Jeśli lubisz fantastykę, jesteś uczniem ZS 1 i rozpoznajesz poniższe  filmy, wymień ich tytuły (kolejność jest dowolna), a odpowiedź wyślij na któryś z poniższych maili:

- jareckr@gazeta.pl lub
- aleo@op.pl

Wygrywają Ci, którzy odgadną najwięcej tytułów; w przypadku tej samej ilości punktów (np. odgadnięte 7/10) wygrywa osoba, która nadesłała maila wcześniej. Czekamy do przyszłej niedzieli, do godziny 23:59. Nagrodami są 4 książki fundowane przez bibliotekę szkolną, oczywiście fantastyczne!

Oddzielny konkurs polega na podaniu:
- angielskiego i polskiego tytułu serialu (pierwsze zdjęcie), 
- liczby jego wyemitowanych sezonów,
- kraju, w którym został wyprodukowany.
Nagroda książkowa (ode mnie) czeka na uczestnika konkursu, który pierwszy poda prawidłowe odpowiedzi.
Zaczynamy... i powodzenia!

J. Rusak











sobota, 12 listopada 2016

Moje polecani - "Bielszy odcień śmierci"

Dziś po raz pierwszy recenzja kryminału/ thrillera. "Bielszy odcień śmierci" to błyskotliwy debiut Francuza, Bernarda Miniera sprzed dwóch lat. Główny bohater, komisarz Servaz pojawia się jeszcze w dwóch powieściach - nieco słabszym od debiutu "Kręgu" oraz w "Nie gaś światła". Warto poznać cały cykl!

Biel – barwa o wielu znaczeniach



Barwa biała, najjaśniejsza ze wszystkich, ma bogatą symbolikę. Biel to niewinność, czystość intencji, boskość i światło (słowem – jasna strona mocy), a ponadto odnowa, aseptyczność, ale także kapitulacja oraz starość. W wielu kulturach kolor ten kojarzony jest znacznie gorzej – z nieurodzajem, a przede wszystkim ze śmiercią i żałobą. W debiucie powieściowym Bernarda Miniera biały odgrywa bardzo ważną rolę, gdyż francuski pisarz osadził akcję thrillera Bielszy odcień śmierci w oczekujących na nadejście zimy – a tym samym na napływ turystów – ośnieżonych, malowniczych Pirenejach. Jest i biel medyczna, tyle tylko, że istotny dla fabuły szpital ma charakter niezwykle specyficzny – to Instytut Wargniera, silnie strzeżony ośrodek psychiatryczny. Ze względu na pacjentów przetrzymywanych w wydzielonym sektorze, morderców z najcięższymi psychozami, Instytut stanowi ewenement na skalę europejską. 

W powieści mieszczącej się w charakterystycznej konwencji nie może obejść się bez morderstw. Pierwsze zwłoki nie należą jednak do człowieka, lecz do yearlinga – jednorocznego konia czystej krwi, własności i oczka w głowie wpływowego krezusa – Érica Lombarda. Na wysokości dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza funkcjonuje należąca do niego, wiekowa elektrownia wodna. Ktoś zadał sobie trud przetransportowania zabitego lub uśpionego zwierzęcia ze stadniny aż tu, by okaleczyć je w wymyślny sposób i zawiesić na końcowej stacji kolejki górskiej. Ostrzeżenie czy zemsta na jednym z najważniejszych potentatów finansowych we Francji?
Do akcji wkracza Martin Servaz, komendant z Tuluzy. Wezwany przez prokurator z Saint-Martin, zjawia się na miejscu, nie wiedząc, że będzie miał do czynienia z tak nietypową zbrodnią. Fakt, że z powodu jednego konia żandarmeria blokuje drogi w całej okolicy, a jego odciągnięto od prowadzonej sprawy Servaz kwituje mianem "cyrku". Komendant bierze się jednak do pracy, w towarzystwie młodszej i ponętnej kapitan żandarmerii, panny Ziegler. Szybko nasuwa się wniosek, iż ktokolwiek uśmiercił wspaniałego wierzchowca i dokonał pachnącej obłędem, makabrycznej inscenizacji, bez wątpienia nie zawaha się przed zabiciem człowieka. Podczas przesłuchania strażnicy z elektrowni ewidentnie kłamią, ale naprawdę ciekawie robi się dopiero w momencie, gdy wyniki badań DNA wskazują na obecność w górskim wagoniku osoby, której w ogóle być tam nie powinno. Pobrana próbka śliny należy bowiem do Juliusa Hirtmanna – najgroźniejszego z przestępców zamkniętych w Instytucie Wargniera. A to dopiero przedsmak tego, co czeka na nas na kartach powieści – niebawem dojdzie bowiem do zabójstw, których ofiarami będą ludzie. 

Drugi duży wątek wprawdzie zajmuje w książce mniej miejsca, ale odgrywa istotną rolę w rozwikłaniu sprawy i odkryciu prawdy. Dotyczy on psycholog Diane Berg, która właśnie przybyła do ośrodka psychiatrycznego i która z czasem odkrywa jego tajemnice. Dyrektor przyjmuje Berg cokolwiek chłodno, podważając jej gotowość do pracy w miejscu, gdzie personel ma na co dzień do czynienia z najniebezpieczniejszymi "przypadkami", potworami w ludzkiej skórze. Oszołomienie u kobiety wywołuje wiadomość, że wobec siedmiu psychopatów z sektora A stosuje się karę w postaci elektrowstrząsów, aplikowanych bez jakiegokolwiek znieczulenia. Czyż fabuła nie zapowiada się ekscytująco?

Protagonista wykazuje pewne podobieństwa do "wczesnego" Kurta Wallandera – panowie są w podobnym wieku, kojarzonym zazwyczaj z życiowym kryzysem u mężczyzn, od obu odeszły żony, a córki już dawno przestały być dziećmi. Martin to zwykły facet, bojący się wysokości, nadmiernej prędkości i tłumów. Kiepsko strzela i choć brak mu sprawności lekkoatlety czy umysłu Sherlocka Holmesa, jest solidnym gliną. Takim czyni go upór, poświęcenie oraz fakt, że ma zawodowego "nosa". Komendant znajduje upodobanie w wygłaszaniu łacińskich sentencji, przy czym na tym polu nie mógłby konkurować z Mockiem czy Popielskim. Najważniejsze, że pisarz wystarczająco dobrze przedstawia bohatera, co jakiś czas podsuwając informacje o jego życiu prywatnym.

Francuz nie ma też problemu z nadaniem charakteru innym postaciom – niemożliwym jest pomylenie policjantów, czy jakichkolwiek innych osób (a jest ich sporo). Pomiędzy współpracownikami Servaza widać kontrast – jest tu hipochondryczny gej-komputerowiec Vincent, przebojowa ex-anarchistka Ziegler i typowi gliniarze-mięśniacy. Wzbudzający największe emocje Julius Hirtmann, przywodzący na myśl bogatą galerię literackich i filmowych psychopatów, to osobnik imponujący posturą, diablo inteligentny i elokwentny, ale – w odróżnieniu do podobnych sobie indywiduów – nadzwyczaj opanowany, z przeszłością genewskiego prokuratora. Jak długo nieobliczalny drapieżca, któremu udowodniono tylko dwa spośród kilkudziesięciu zarzucanych morderstw, jest w stanie wytrzymać w zamknięciu?

Należy zaznaczyć, że Bielszy odcień śmierci nie ma formy krótkiego, "błyskawicznego" kryminału, tylko bardziej rozbudowaną, a trup nie pada tu co kilkadziesiąt stron. I wcale nie musi, bo Minier znakomicie zagospodarował całą objętość – bez rozwadniania i dłużyzn, przy utrzymaniu wysokiego poziomu napięcia oraz zaintrygowania czytającego. Żaden, nawet najdrobniejszy wątek nie sprawia wrażenia zbędnego. Francuz posiada wyczucie optymalnego momentu do wyłożenia i odsłonięcia kolejnych kart – tak właśnie czyni, wprowadzając na przykład informację o fali samobójstw nastolatków sprzed kilkunastu lat. Niejednokrotnie zasiewa w czytelniku wątpliwości, ale, doprawdy, w taki sposób chciałby być zwodzony każdy, kto sięga po kryminał czy thriller. Bielszy odcień śmierci to z pomyślunkiem skomponowane przeciwieństwo lektur o "nadmuchanych" rozmiarach.

Przez cały czas pamiętamy również, gdzie Minier umiejscowił akcję. Pireneje w grudniu – z wszechobecną bielą, wyciągami i kolejkami – są urzekające, ale w śniegowo-lodowym oceanie kryje się także zimno, strach i czyste szaleństwo. Za konsekwentnie budowany klimat autorowi należą się wielkie brawa. Świetnym motywem jest też cała wizyta policji w Instytucie, na którą składa się obserwacja surrealistycznego i upokarzającego badania reakcji seksualnych u pacjenta, pobieżna (niestety) prezentacja niektórych morderców oraz rozmowa Servaza z Juliusem.

Jeśli ktoś teraz powie, że gatunki reprezentowane przez powieść Miniera to nie Himalaje, ani nawet Pireneje literatury, będzie miał sporo racji. Jednakże co jakiś czas pojawiają się autorzy, którzy nie tylko w pełni korzystają z – wydawałoby się – utartej już konwencji, ale wnoszą do niej nową jakość. Tak właśnie jest w przypadku Bielszego odcienia śmierci – książki niesamowicie wciągającej, na którą nie powinno się żałować ani pieniędzy, ani czasu.

J.Rusak

niedziela, 30 października 2016

Anioły są wśród nas!!!


Klub Repton zaprasza wszystkich uczniów i nauczycieli na "Pokaz mody aniołów", który odbędzie się w środę na długiej przerwie na patio, 2 listopada 2016roku.

klasy należy wybrać minimum 2 osoby, które przebiorą się anioły(te święte), pozostała część klasy proszona jest o kibicowanie swoim faworytom. Głośność oklasków będzie sprawdzana przez 3 sędziów. Wygrywają te osoby, których klasa najgłośniej będzie wiwatować.

Anna Kaleta
Jarosław Rusak


środa, 26 października 2016

Zapowiedź konkursu.


Witam wszystkich, którzy odwiedzają tę stronę, w szczególności klubowiczów. Informuję, że już w listopadzie przeprowadzimy konkurs - a właściwie dwa konkursy w jednym - dla uczniów ZS1, związany z kolejną fantastyczną galerią. Do wygrania będą książki, oczywiście fantastyczne - jedna z nich pochodzi z mojego zbioru. Uchylę rąbka tajemnicy - w przyszłym miesiącu tematem galerii będą... roboty. 



Priorytetem Reptona na ten rok kalendarzowy jest dokończenie i opublikowanie naszego opowiadania. W związku z tym zachęcam do wzmożonej aktywności osoby, które wcześniej były zaangażowane w jego pisanie. Korekta dotychczas napisanych fragmentów jest już zrobiona. Jeszcze trochę wysiłku, kilka wstawek no i zakończenie... Oby wena nie opuściła Was na finiszu!

Jak zawsze możecie podsyłać mi pomysły tematów na galerie - przejrzyjcie jakie ukazały się do tej pory. Chciałbym też, aby każdy reptonowiec opisał na stronie wybranego przez siebie (ulubionego) pisarza gatunkowego. Pozdrawiam!


J.Rusak

środa, 19 października 2016

Moje polecanki - "Skald. Karmiciel kruków."


Poniżej moja pierwsza recenzja w tym roku szkolnym, spłodzona trzy lata temu i publikowana na portalu POLTERGEIST. Powieść nie tylko dla wielbicieli klimatów skandynawskich i wikingów. Zapraszam do czytania! Kontynuację przygód Ainara znajdziecie w dwóch tomach zatytułowanych Skald. Kowal słów.

Rzeźnik i poeta w jednym


Kim byli wikingowie? Wiadomo: żeglarzami podejmującymi dalekie wyprawy morskie, bezwzględnymi wojownikami i rabusiami siejącymi postrach w czasach wczesnego średniowiecza. W książce Łukasza Malinowskiego Skald. Karmiciel kruków głównym bohaterem jest właśnie wiking z Östlandu. I choć nie wypływa on na pokładzie drakkara, by daleko od domu zabijać, grabić, gwałcić i palić, to z pewnością posiada cechy, których nie powstydziliby się bogowie skandynawskiego panteonu. Panie i Panowie: poznajcie Ainara – utalentowanego pieśniarza i zabójczo skutecznego rębajłę.


W dwóch opowiadaniach i krótkiej powieści (teksty układają się w całość, więc pozycję równie dobrze można uznać za powieść) stopniowo poznajemy X-wieczną Skandynawię i tytułowego skalda. To właśnie od niego wypada rozpocząć recenzję, albowiem rzadko w debiutach zdarzają się aż tak starannie wykreowani protagoniści. Ainar to poeta jakich mało, gardzący fizyczną pracą zuchwalec, kłamca i pochlebca, pierwszorzędny uwodziciel i kochanek, a nade wszystko – dreng biegle operujący bronią. Właściwie czytając soczyste i krwiste niczym befsztyk po angielsku opisy walki niekiedy do głowy przychodzi słowo "rzeźnik". Stąd też przydomek "karmiciel kruków" – gdyby tylko czarne ptaszyska potrafiły mówić, z pewnością niejednokrotnie podziękowałyby skaldowi za sowity posiłek. Jeśli myślicie teraz, że oto mamy do czynienia z wikińskim odpowiednikiem Conana, Kane’a lub podobnym herosem, to srodze się mylicie. Ainar, choć twardy i odważny, zna swoje możliwości i nie rzuca się bezmyślnie na hordy przeciwników, a w wielu sytuacjach posługuje się sprytem i intelektem równie dobrze jak swoim mieczem, Kvernbitem.

Za garść srebrnych monet otwiera scenka, w której na placu osady, w miejscu gdzie jeszcze niedawno stała rzeźba boga Magniego*, kristiański (chrześcijański) munkr rozpoczyna nauczanie o grzechach głównych. A te nie są obce naszemu pogańskiemu bohaterowi – wiking grzeszy pychą, pijaństwem, rozpustą, lenistwem, gniewem i chciwością. Intryguje tak sprawnie, że doprowadza do konfliktu między lokalnymi władcami; wykorzystując ich słabości sięga po ukryty skarb. Droga ku niemu wiedzie przez zdradę, krew i trupy. Już na pierwszych stronach opowiadania pojawia się coś, co odpowiednio buduje klimat opowieści snutej przez Malinowskiego. Otóż autor (nota bene historyk dobrze wiedzący o czym pisze) używa niemałej ilości wyrazów staroskandynawskich i tak jest do końca książki. I chociaż znacznie więcej informacji o realiach wczesnośredniowiecznego życia znajdziemy w ostatnim, najobszerniejszym tekście, to Za garść srebrnych monet stanowi dobre wprowadzenie do interesującego świata. Dodam tylko, że jedyny akcent fantastyczny znajdziemy dopiero na samym końcu opowiadania.

Element fantastyczny stanowi natomiast podstawę Pieśni trupa – opowieści o miłości, zdradzie i zemście, śmierci i tęsknocie. Ainar po ucieczce z rodzinnych stron przebywa na Lodowej Wyspie (Islandia), gdzie szybko trafia się majętny zleceniodawca. W osiedlu Ospakstadir w tajemniczych okolicznościach giną ludzie oraz zwierzęta. Mówi się, że to sprawka drauga – żywego trupa, którego lękają się wszyscy. Jak poradzi sobie z nim dzielny skald? W Pieśni trupa zasygnalizowane zostało istnienie seidmadów – czarowników posługujących się magią płodności i śmierci oraz silna wiara mieszkańców Wyspy w istoty takie jak trolle, karły czy alfy. Można się domyślać, że najwyraźniej wszystkie one, tak jak draug, rzeczywiście istnieją.

Autor w pełni rozwija skrzydła w Wielości i Jedności. Tym razem Ainar gości w irlandzkim klasztorze, gdzie dochodzi do serii morderstw, których ofiarami padają mnisi. Tutejszy opat prosi wikinga o pomoc w rozwiązaniu krwawej zagadki. Brzmi znajomo? To dobrze, bo w Wielości i Jedności od pierwszych stron czuć inspirację słynną powieścią Umberto Eco. Malinowski w kapitalny sposób pokazuje kontrast pomiędzy mentalnością poganina-wojownika, a mentalnością chrześcijańską. Bohater przekomarza się z opatem, drwi z przekazywanych mu mądrości, nie rozumie, co jest złego w pokusach. Irytują go sami paparzy – tchórzliwi, pokorni, żyjący i robiący wszystko na rozkaz; nawet mierzenie czasu przez mnichów wydaje mu się dość dziwną praktyką. Nie raz dochodzi do zabawnych scenek, na przykład gdy skald dosłownie interpretuje słowa "kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem" – skutek można sobie wyobrazić. Łatwo też zgadnąć, że stosowane przez niego metody "śledcze" są znacznie mniej subtelne od metod Wilhelma z Imienia róży.

W tej krótkiej powieści poznajemy Ainara jeszcze lepiej i przekonujemy się jak niejednoznaczną postać wykreował autor. Nie tylko to powoduje, że nad Wielością wypada pochylić się na dłużej. Malinowski nie tylko nieźle prowadzi intrygę, ale – jak przystało na doktora historii – przybliża czytelnikowi klasztorne życie, obyczaje, średniowieczną architekturę oraz skandynawską mitologię. Ponadto wprowadza ciekawą drugoplanową postać Finloga – zakonnika coraz bardziej rozdartego pomiędzy powołaniem a młodzieńczymi potrzebami i marzeniami (świetna scenka kiedy Finlog walczy z libido przez wejście do lodowato zimnego jeziora). Wielość to, również z racji rozmiarów, tekst zdecydowanie najpełniejszy, najbardziej dopracowany. I jeszcze ostatnia uwaga: również tutaj autor dorzucił kilka szczypt fantastyki.

Dlaczego warto przeczytać Skalda? Po pierwsze: dla głównego bohatera, po drugie: z powodu wiedzy historycznej autora i po trzecie wreszcie: aby zobaczyć, jak kolejny polski pisarz sprawnie łączy powieść historyczną z fantasy. Debiut bardzo dobrze wróżący na przyszłość!


* W Skaldzie nie znajdziemy wzmianki o Odynie, Thorze czy Frei. Autor na końcu książki przedstawia swoją wizję religii i mitów dawnej Skandynawii.

J.Rusak

poniedziałek, 17 października 2016

Fantastyczna galeria - czarne charaktery


Witam wszystkich reptonowców w nowym roku szkolnym! Na rozgrzewkę - kolejna galeria tematyczna. Tym razem na warsztacie najciekawsze i najbardziej znane czarne charaktery z książek i filmów fantastycznych. Oczywiście w takim zestawieniu nie mogło zabraknąć Dartha Vadera, Saurona i Lorda Voldemorta. Rozpoznajecie wszystkich? Który Waszym zdaniem zasługuje na tytuł "Najczarniejszego z Czarnych"? Piszcie...

J. Rusak













sobota, 11 czerwca 2016

Wyniki ankiety



  W ankiecie dotyczącej filmów z serii "Gwiezdne wojny" wzięło udział 81 osób. Wśród nich byli uczniowie klas: I a, I b, I d, I e, II a, II b, III a, I TG oraz nauczyciele. 
  Żadnej części Star Wars nie widziało 22 uczestników ankiety, a 30 osób udzieliło odpowiedzi tylko na trzy pierwsze pytania. Części najstarsze (czyli chronologicznie IV-VI) oglądało 28, części nowsze 19, a "Przebudzenie mocy" (polska premiera odbyła się 18 grudnia 2015 roku) - 20 osób. Znajomością wszystkich filmów z serii może pochwalić się 7 ankietowanych. 
  Co najbardziej podoba Wam się W "Gwiezdnych Wojnach"? Po pierwsze: fabuła/akcja oraz efekty specjalne - po 9 odpowiedzi, po drugie: wykreowane postacie - 6 odpowiedzi, po trzecie: muzyka/efekty dźwiękowe oraz bronie, którymi posługują się bohaterowie (z naciskiem na miecze świetlne) - po 3 odpowiedzi. Niektórzy (po 2 głosy) wskazywali na kostiumy, grę aktorską, pojazdy, a także na motywy związane z rycerzami Jedi. Pojedyncze odpowiedzi dotyczyły wyglądu ras, robotów, klimatu filmów i... stworzonego przez Lucasa bogatego uniwersum.
  A teraz uwaga! Kto wygrywa w kategorii "najlepsza postać"? Otóż numerem jeden okazał się... Luke Skywalker, co chyba nie jest specjalnym zaskoczeniem. Zaraz za nim uplasował się Yoda - widać, że nie trzeba być dużym i groźnym, aby imponować widzom. Trzecie miejsce należy do Anakina Skywalkera/ Lorda Vadera, czyli jednego z najciekawszych czarnych charakterów w historii kina (nie tylko fantastycznego). Z bohaterów "Przebudzenia mocy" najbardziej podobał się Wam wnuk wyżej wymienionego - Kylo Ren, jedna osoba wskazała na zbuntowanego szturmowca, czyli Finna. Do ulubionych postaci ankietowanych należą także: Han Solo, Obi-Wan Kenobi i Chewbacca.




  
  Wśród ankietowych pytań sześć wymagało wykazania się wiedzą o świecie Star Wars (pytania numer 7, 8 oraz 10-13)
Wyniki przedstawiają się następująco:

- 6 poprawnych odpowiedzi - 0 osób,
- 5 poprawnych odpowiedzi - 3 osoby,
- 4 poprawne odpowiedzi - 2 osoby,
- 3 poprawne odpowiedzi - 11 osób,
- 2 poprawne odpowiedzi - 12 osób,
- 1 poprawna odpowiedź - 13 osób,
- 0 poprawnych odpowiedzi - 10 osób.

  Tych, którzy nie wzięli udziału w naszej ankiecie zachęcamy do zerknięcia na nią (zdjęcie powyżej) i sprawdzenia swej wiedzy - odpowiedzi łatwo zweryfikować za pomocą internetu, co może być niezłą zabawą. Ile punktów zdobyliście? W komentarzach wpisujcie co Wy najbardziej lubicie w Gwiezdnych wojnach i jakie postacie podobają się Wam najbardziej.
  Do zobaczenia w przyszłym roku szkolnym!
  
J.Rusak

czwartek, 9 czerwca 2016

Ankieta

  Członkowie klubu Repton w środę, 8.06.2016, przeprowadzali ankietę dotyczącą serii filmów science fantasty. Przypadło na znane od dawna Gwiezdne wojny. Wśród nas są osoby pamiętające i oglądające wszystkie części, a  ta ostatnia ("Przebudzenie mocy"), była ciekawym powrotem do przeszłości. 
 Ankieta została przeprowadzona wśród uczniów klas gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, dołączyli do niej również nauczyciele. Wszystkim bardzo dziękujemy, a wyniki przedstawimy już niedługo.

Leona

Znalezione obrazy dla zapytania przebudzenie mocy

wtorek, 29 marca 2016

Moje polecanki - "Cała prawda o planecie Ksi"


Prawda o pewnej planecie




Cała prawda o planecie Ksi to przedostatnia z wydanych dystopii Janusza Zajdla. Powieść ta, podobnie jak Limes inferior naszpikowana aluzjami do systemu komunistycznego i szarej, absurdalnej rzeczywistości PRL-u, doskonale wpisuje się w nurt fantastyki socjologiczno- politycznej. Niestety, Drugiego spojrzenia na planetę Ksi pisarz już nie dokończył.

Na planecie Ksi, położonej w układzie słonecznym oddalonym od naszego o ponad dwadzieścia lat świetlnych, ludzie odkryli idealne warunki do zasiedlenia. Szybko wysłano tam ekspedycję z czterema tysiącami osadników oraz niezbędnym sprzętem. Z niewiadomych przyczyn łączność z Konwojem kolonistów została zerwana, a ostatnie dwie wiadomości, które dotarły na Ziemię były niepełne i sprzeczne ze sobą. Na Ksi wyrusza więc misja zwiadowczo-ratunkowa pod dowództwem komandora Slotha.


Blisko celu statek komandora napotyka Alfę – dryfujący w przestrzeni, flagowy prom ekspedycji osadniczej. Jedyną osobą na pokładzie promu jest wycieńczony staruszek, zdradzający objawy szaleństwa. Z jego dziennika wynika, że władzę nad wyprawą przejęła grupa terrorystów – fanatyków, którzy w osiedlu założonym na planecie wprowadzili nowy model społeczeństwa. W praktyce oznacza on dość pospolity rodzaj dyktatury. Większa część załogi Konwoju odmówiła współpracy z rebeliantami, inaczej postąpił zaś sam autor dziennika (pierwotnie drugi pilot Alfy). Jaki stan rzeczy zastanie ekipa Slotha kiedy doleci na miejsce?

Odniesienia do sytuacji panującej w Polsce Ludowej są w książce niezwykle czytelne. Znajdziemy je właściwie wszędzie, gdzie Zajdel opisuje ustój panujący na Ksi. Tutejsze, niewielkie społeczeństwo cechuje silne zhierarchizowanie. Każdy mieszkaniec osiedla ma przydzielony, zapisany na czole numer – im niższy, tym wyższa jest jego pozycja społeczna. Ścisłe kierownictwo, odizolowane od obywateli i obojętne na ich potrzeby, zwie się Jednocyfrowymi ("Jedynka" to bezwzględny przywódca, "Trójka" – ideologiczny teoretyk itd.). Kasta rządzących lansuje hasło budowania "wspólnego dobra" przez ciągłe wyrzeczenia i ciężką pracę, ale sama go nie realizuje – prominenci żyją w luksusach, w licznym towarzystwie odhibernowanych kobiet z Konwoju. Żywność podlega reglamentacji (to, że ktoś ma talon na mięso, wcale nie oznacza, że je dostanie); dostęp do innych dóbr jest dla szaraczków również mocno ograniczony. Sytuacja ta zmusza kolonistów do kombinowania, a także ucieczki od codziennych trosk w alkohol. Na straży porządku stoją uprzywilejowani strażnicy, często przymykający oko na nielegalny handel bimbrem.

Dziedziczna władza opiera się na łgarstwach, pustych obietnicach oraz propagandzie, u podstawy której leży nienawiść do konkretnie wskazanego wroga. W tym przypadku nieprzyjacielem i uosobieniem wszelkiego zła obwołano… Ziemię. Dopóki istnieje wróg i strach przed jego agresją/ interwencją, dużo łatwiej manipuluje się społeczeństwem i trzyma się je w ryzach. Nowe pokolenie, wychowane już bez "ziemskich obciążeń", sądzi, że życie na starej planecie to pasmo udręk, a tamtejsi władcy bezwzględnie ciemiężą biedny lud. Informacji podawanych odgórnie nikt nie może w żaden sposób zweryfikować. Co charakterystyczne, władza Ksi uwielbia monumentalne pomniki (głowa Genialnej Jedynki), jak również święta ku własnej czci. Na tym nie koniec. Otóż ów ustrój – nota bene wprowadzony przy użyciu przemocy – rebelianci chcieliby wyeksportować na inne planety. Dyktatura na Ksi, choć nieudolna, zacofana i prymitywna tylko postronnemu obserwatorowi mogłaby wydawać się śmieszna, bo dla osób żyjących pod jej jarzmem wcale taka nie jest.

Cała prawda zawiera przenikliwą analizę zniewolonego, chorego społeczeństwa, które mimo wszystko trwa niczym wegetująca roślinka na jałowej glebie. Jak odkłamać tę rzeczywistość? Jak wyprostować ludzi urobionych przez system? Czy możliwa jest "resocjalizacja" całego społeczeństwa i ile musiałaby ona potrwać, aby przynieść pożądany rezultat? Oto niektóre z pytań postawionych przez Zajdla. Współczesny czytelnik ma ten komfort, że zna odpowiedzi na większość z nich. Warto przyjrzeć się różnym postawom ludzi wobec wynaturzonego ustroju. Refleksje budzi niejednoznaczna postać drugiego pilota Alfy, pełniącego na Ksi funkcję dowódcy Służb Porządkowych – czy to samousprawiedliwiający się oportunista, czy też człowiek z misją rozbicia układu władzy od wewnątrz? Nie mniej interesującą, choć nie związaną bezpośrednio z Ksi, personą jest Sloth. Właściwie doświadczony astronauta mógłby z powodzeniem stać się bohaterem kilku powieści lub przynajmniej cyklu opowiadań, tak jak pilot Pirx.

Cała prawda o planecie Ksi potwierdza, że Zajdel był wizjonerem i twórcą wybitnym. To wartościowa, mądra, a przy tym klarowna w swoim przekazie lektura.

PS. Na Drugie spojrzenie składa się konspekt oraz trzy rozdziały i trzeba powiedzieć, że książka zapowiadała się bardzo obiecująco. W 2011 roku spadkobierczynie pisarza wraz z wydawnictwem superNOWA ogłosiły konkurs na dokończenie powieści. Wzięło w nim udział dwudziestu sześciu autorów, a zwycięzcą został Marcin Kowalczyk.

J.Rusak