sobota, 11 kwietnia 2015

Moje polecanki - "Wieki światła"


Czy słyszeliście o serii fantastycznych książek pod wiele mówiącym tytułem "Uczta Wyobraźni?" Jeśli nie, zerknijcie tutaj. W ramach tej serii MAG wydał do tej pory kilkadziesiąt bardzo dobrych pozycji, a pierwszą z nich były właśnie Wieki światła. Poniżej zamieszczam jej recenzję. Zapraszam do lektury!

Eterowa Anglia
 

Ian MacLeod uznawany jest za jednego ze sztandarowych twórców new weird. Jego Wieki światła były pierwszą pozycją wydaną przez MAG-a pod szyldem "Uczta Wyobraźni" i trzeba przyznać, że to wręcz idealne otwarcie tej wyjątkowej serii. Akcja powieści rozgrywa się w alternatywnej Anglii, w okresie będącym odpowiednikiem naszego XIX wieku. Kraj odmieniony został za sprawą eteru, który ułatwił życie, ale też spowodował technologiczny zastój i przyczynił się do utworzenia ścisłej, skostniałej hierarchii społecznej. Czy rządzona przez cechy (w sensie stowarzyszenia społeczno-zawodowe) Anglia doczeka się przemian?

Już na pierwszych stronach, śledząc spacer głównego bohatera po Londynie, czuć i klimat wiktoriański, i atmosferę brudnych dzielnic biedoty. Szybko zauważalne są kontrasty, wiadomo kto w publicznym porządku zajmuje najwyższe, a kto najniższe miejsca. Na szczycie piramidy stoją dumni arcymistrzowie cechowi, zaś u jej podnóża funkcjonują niezrzeszeni partacze. Zupełnie poza nawias społeczeństwa wyrzuca się odmieńców – ludzi przemienionych przez zbyt silne działanie eteru. Odmieńcy, zwani trollami lub wiedźmami są wyłapywani i trafiają do specjalnych zakładów lub też żyją w ukryciu. Eter ma więc dwa oblicza. Jak ważne nie byłyby węgiel, gaz czy para, to właśnie on wiedzie absolutny prymat wśród surowców i stanowi podstawę gospodarki. Wiadomo, że jest nieważki i kapryśny, reaguje na ludzką wolę, choć trudno go okiełznać. Korzystanie z eterowych dobrodziejstw to wybranie prostszej drogi – właściwie wszystko można dzięki niemu skonstruować taniej i szybciej, więc po co się wysilać? I tylko jednemu cechmistrzowi zamarzyła się elektryczność…
 
Narrator i protagonista to Robert Borrows, którego losy poznajemy od dzieciństwa, aż po starość. Robert, jeszcze jako dziecko, przeżywa tragiczną przemianę matki w trollicę, a później jej śmierć. Jako młodzieniec wyrywa się z pogrążonego w marazmie rodzinnego miasteczka i trafia do stolicy. Tam poznaje życie w slumsowych, robotniczych dzielnicach, pełnych partaczy, złodziei i prostytutek. Z czasem angażuje się w ruch robotniczy, wraz z kolegą redaguje lokalny periodyk i uważa się za socjalistę. Pewnego dnia Borrows przypadkowo spotyka Annalise – znajomą z dzieciństwa, która, ukrywając swoją tożsamość odmieńca, szuka szczęścia wśród przedstawicieli angielskiej śmietanki towarzyskiej. Zafascynowany dziewczyną bohater trafia na salony i ma okazję z bliska obejrzeć otoczonych przez służbę cechowych krezusów, nie szczędzących sobie rozmaitych rozrywek. Tymczasem wśród biedoty napięcie rośnie – wielu ludzi wręcz oczekuje zmian na koniec wieku, a że ulica mówi coraz radykalniejszymi głosami, coraz bardziej realna staje się możliwość wybuchu rewolucji. I ta w końcu wybucha. A co ze sobą niesie? To co zwykle – grabienie bogatych, chaos, szaleństwo oraz trupy, niektóre dyndające na latarniach. Tylko czy nie jest tak, że gdy świat zmienia się gwałtownie, mnóstwo rzeczy i tak pozostaje po staremu, a wszystko po pewnym czasie wraca do normy?
 
MacLeod potrafi przekonująco pisać o ludzkich losach, o postawach charakterystycznych dla ludzi w różnym wieku – jedna z płaszczyzn powieści to zapis życia Roberta. W Wiekach światła jest mowa o stracie, smutku, samotności i problemach dorastania. Młodość to ciekawość, chęć poznania, poszukiwanie prawdy oraz bunt wobec zastanej rzeczywistości – iluż pragnęło przełamać stagnację i zmienić wszystko wokół siebie na lepsze! Wiek dojrzały wiąże się ze stabilizacją, zaś starczy – z nostalgicznymi podróżami w krainę szczęśliwych, przeszłych zdarzeń (co znacznie ułatwiają tak zwane domy snów). Przecież życie to teatr wymagający ciągłego odgrywania jakichś ról. W książce ważne miejsce zajmują refleksje o konieczności, roli i okrucieństwie dziejowych przewrotów, jak również inności i społecznym wykluczeniu (pani Summerton).
 
Jedną z cech Wieków światła jest spokojne snucie opowieści – pomimo co najwyżej umiarkowanego tempa akcji i braku jej nagłych zwrotów, Brytyjczyk utrzymuje uwagę odbiorcy na imponującym poziomie. Powodu takiego stanu rzeczy należy upatrywać między innymi w umiejętnym operowaniu wyszukanym, pasującym do epoki językiem i pieczołowitym budowaniu klimatu. Wieki światła to po części fantastyka, powstała ze zmieszania steampunka i fantasy (obecność smoków i jednorożców stworzonych przez Zwierzomistrzów), po części inspirowana twórczością Karola Dickensa powieść społeczno-obyczajowa. Dzięki temu mnóstwo czytelników znajdzie tu coś dla siebie, pod warunkiem jednak, że zapomnimy o błyskawicznym przerzucaniu kartek i rozsmakujemy się w magii słowa oraz bogactwie świata przedstawionego. Bo na miano „uczty wyobraźni” powieść z całą pewnością zasługuje.

J.Rusak
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz