wtorek, 17 lutego 2015

Trzecia prelekcja historyczna


Po raz trzeci klub "Repton" zaprasza uczniów i nauczycieli ZS 1 do wzięcia udziału w spotkaniu z Panem Mirosławem Konarskim. Tym razem tematem prelekcji będzie "Dagome iudex - początki państwa polskiego".
Miejsce spotkania: świetlica szkolna.
Termin: 26.02 (czwartek), w godzinach 13:35-15:15.

Jak zwykle proszę zainteresowanych uczniów o zapisywanie się na listę u mnie lub u Pani Kalety. Zapraszamy serdecznie!

J.Rusak

 

niedziela, 15 lutego 2015

Moje polecanki - "Grillbar Galaktyka"


Po raz drugi wrzucam tekst dotyczący fantastyki pisanej z przymrużeniem oka. Tym razem jednak nie jest to recenzja, tylko moja wariacja na temat powieści Grillbar Galaktyka Mai Lidii Kossakowskiej. Za jej sprawą autorka dołączyła do grona fantastów-humorystów. I zrobiła to w niezłym stylu. Ba, zwrot ku lżejszej, żartobliwej prozie zapewnił jej nagrodę Zajdla za rok 2011 (czy zasłużenie – to już odrębna kwestia). Nawet kinową klasykę gatunku (Gwiezdne wojny, Obcy) Kossakowska potraktowała z bardzo dużym dystansem, a zaserwowany humor i różnorodność kosmicznej menażerii przypominają filmy z serii Faceci w czerni. Pomimo wyraźnych wycieczek o charakterze politycznym, Grillbar służy przede wszystkim temu, czemu z założenia powinien – dobrej zabawie!
 
Kosmos jest pełen żarcia
 
 
Życie zwykłego kucharza to nie bułka z masłem. A już profesja galaktycznego szefa kuchni, poza wysokiej klasy umiejętnościami, wymaga nadzwyczajnego opanowania, siły woli i niemalże bezgranicznego poświęcenia dla pracy. Bądźmy szczerzy: ta robota ociera się o heroizm. Nie wierzycie? Zapytajcie Hermoso Madrida Ivena – na jego miejscu Gordan Ram-sual już dawno zmieniłby zawód i zajął trenowaniem zawodników gwiezdnej piłki. Że nie znacie celebryty Ivena? Nie róbcie jaj! No, chyba, że mieszkacie na jakimś kosmicznym zadupiu… Okej. Hermoso jest współwłaścicielem „Roześmianej Komety” – najbardziej czadowej restauracji jaką znam. To on zapoczątkował duriańską rewolucję kulinarną, którą objęła cały rynek gastronomiczny. Mniej więcej w tym czasie, po wielkim skandalu, Unia Międzygalaktyczna wycofała z obrotu syntetyczną, zieloną papkę. Fuj, co to było za ohydztwo! Każdy, kto ceni smakowitą i odżywczo wartościową żywność, po spróbowaniu paćki nigdy więcej nie wziąłby jej do ust. Ciekawe, dlaczego tak ją lansowano? Hmm, po waszych minach widzę, że zaczynacie już coś kojarzyć.
 
Kiedyś kumple od kieliszka – jeden Bulwa oraz sympatyczny Mackarz (goście siedzą w branży gastronomicznej od lat) opowiadali mi o wcześniejszych wyczynach Ivena. Obaj znają kogoś, kto pracował dla tego szefa nad szefami w starej knajpie, więc mają informacje z dobrego źródła. Hermoso utrzymywał kontakty z Pieczarami – mafijnymi arcyłotrami z Jugot! Grzyby, od czasu do czasu, dostarczały mu jakiegoś martwego towarzysza niemal wprost do gara. Przy blaszkowatych zakapiorach nawet kontrolerzy z unijnego Ministerstwa Zdrowego Odżywiania nie wydają się groźni. Ci są tylko do bólu upierdliwi: normy, nakazy, dyrektywy i ciągła standaryzacja to ich żywioł. Dlaczego mówiłem o heroizmie? Wcale nie przez wzgląd na niebezpieczne zakupy w kadziach na Targu Poławiaczy. Otóż w magazynach kucharze Hermoso znaleźli kiedyś osobliwe kokony wylęgowe. To, co z nich wyszło i zmieniło niegroźne Chlipaczki (mniam, palce lizać) w krwiożercze potworki niemal opanowało całą restaurację. Ponoć – choć dla mnie zakrawa to na żart – zespół Ivena walczył z nimi za pomocą patelni i karmelu. Na końcu, z nie lada trudnościami, szef załatwił w utylizatorze rozszalałą matulę obcych. I – jak przystało na mistrza swojego fachu – z mięsa ubitych stworów zrobił kulinarny użytek.
 
Hermoso Madrid Iven uwikłał się w naprawdę grubą aferę, wpadł jak ziemska śliwka w kompot. Sporo podróżował, a właściwie uciekał z planety na planetę. Później odkręcił wszystko, ujawnił wielki przekręt z zieloną breją, powrócił w błyskach fleszy i wraz z kotką Silaną otworzył „Roześmianą Kometę”. W porządku, tyle zrozumiałem i przyjmuję do wiadomości. Natomiast za nic nie kupię tego, że Iven, wraz z ową kotką, Lukianinem (tak, Lukianie to słynni piloci o naturze wiecznych nastolatków) oraz ekipą ze stacji Supra, uratowali wszechświat. Że niby był jakiś wielki galaktyczny spisek? Bzdura. Nie uwierzę, bo opowiadający mi o tym Bulwa oraz Mackarz (spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością) mieli już nieźle w czubach i zaczęli bełkotać. Cóż, moi koledzy wykazują ogromną słabość do seleńskiej whisky. Zwłaszcza tej dwustuletniej. Wybaczcie, muszę wracać na zaplecze, do garów i moich kucharzy. Przed nami odwieczne boje: trybowanie, blanszowanie, flambirowanie, garnirowanie, smażenie, prażenie, pieczenie, podpiekanie, grillowanie. Uff, na samą myśl robi mi się gorąco. Ale kocham tę robotę. Na początek trzeba porządnie opieprzyć dwóch nowicjuszy, pogonić pomoce kuchenne, pochwalić garmażera za wczorajszy popis zakąsek i porozmawiać z sosjerem – Ludziolem z wiecznymi problemami (doprawdy, kosmicznymi). O naszej nowej pani menadżer, kąśliwej i sztywnej jak kij od szczotki Jaszczurzycy, już nawet nie chce mi się gadać. Życie szefa kuchni nie jest łatwe, nawet jeśli lokal dopiero stara się o pierwszą kometkę w „Przewodniku Plejadzkim”. Spadam. I pamiętajcie: kosmos jest pełen żarcia, więc niech Was nigdy nie skusi jakikolwiek syntetyczny, wystandaryzowany zamiennik jedzenia.

J.Rusak
 

czwartek, 12 lutego 2015

Ach te walentynki....


Co wy na to? Można marzyć o miłości fantastycznej ... ? 


 
















Znalezione obrazy dla zapytania zakochany harry potter






Jak Wam się podoba? Niektóre postacie specjalnie dla wielbicielek ;)


piątek, 6 lutego 2015

Moje polecanki - "Próżny robot"


Wpis z kawałami podsunął mi myśl o zaprezentowaniu fantastyki  humorystycznej. Fantasty z przymrużeniem oka to przede wszystkim Świat Dysku - słynny, mocno rozrośnięty  cykl Terrego Pratchetta. Na polu science fiction coś podobnego robił  Henry Kuttner. Zapraszam do lektury recenzji jego zbioru opowiadań.

Roboty, podróże w czasie, Gallowey Gallegher i Hogbenowie


Antologia Próżny robot zawiera najbardziej znane opowiadania Henry’ego Kuttnera. Ponieważ od ich napisania minęło co najmniej sześć dekad, naturalnym wydaje się pytanie na ile wytrzymały one próbę czasu. Odpowiedź brzmi: pomimo wiekowości krótkie formy Kuttnera mają się nadzwyczaj dobrze. I jeśli dziś ktoś chciałby uprawiać fantastykę humorystyczną, to twórczość Amerykanina powinna stać się dla niego wzorem.

Pierwsza część zbioru, zatytułowana Roboty i podróże w czasie znacznie różni się od dwóch pozostałych, gdyż umieszczone w niej teksty pozbawione są żartobliwego charakteru. W Tubylerczykom spełły fajle naukowiec z innego wymiaru wysyła tajemnicze Skrzynki w podróż w czasie. Nietypowe zabawki będące zawartością jednej z nich trafiają w ręce dzieci państwa Paradine. To, co dzieje się później wykracza poza granice pojmowania zarówno rodziców, jak i ich znajomego psychologa. Tubylerczykom spełły faje traktuje o diametralnych różnicach w postrzeganiu rzeczywistości pomiędzy dziećmi i niepotrafiącymi wyjść poza wyuczone schematy myślowe dorosłymi. Widać też, jak chłonne i plastyczne są umysły małych ludzi. W Twonk nabyte przez pewnego mężczyznę radio okazuje się być zaawansowanym technicznie robotem. Skoro człowiek nie jest w stanie skonstruować takiego maszyny, czyżby była on tworem obcej cywilizacji? Czy w przyszłości nie uzależnimy się od coraz wymyślniejszych, zastępujących i wyręczających nas urządzeń? Gdy się przebierze miarka rozpoczyna się od przeprowadzki trzyosobowej rodziny do nowego mieszkania. Niedługo potem zjawiają się w nim dziwni przybysze z przyszłości. Oświadczają oni rodzicom, że ich synek, Alex to homo superior i rozpoczynają jego edukację. Wkrótce, wobec błyskawicznego rozwoju malca, ojciec i matka zaczynają czuć się zagubieni i bezradni… Trudno wychowywać genialne dziecko.

W drugiej części zgromadzono opowiadania o perypetiach Galloway’a Galleghera – naukowca, którego genialna podświadomość ujawnia się jedynie w stanie… alkoholowego upojenia. Wtedy to Galloway konstruuje niesamowite wynalazki. Kłopot w tym, że następnego dnia naukowiec-alkoholik nie pamięta zasad działania i przeznaczenia skonstruowanych przez siebie cudów, a zleceniodawcy usilnie domagają się zademonstrowania efektów pracy. Wszystkie teksty o Gallegherze opierają się na przymrużeniu oka i dużych porcjach zwariowanego humoru, miejscami z domieszką ironii oraz absurdu sytuacyjnego. Znajdziemy w nich wątki kryminalne (Idealna skrytka), dziwne stworzenia podróżujące wehikułem czasu i urządzenie do kopiowania talentów (Świat należy do mnie), walkę potentata telewizyjnego z nieuczciwą konkurencją (Próżny robot), firmę Nadnercza oferującą klientom napływ adrenaliny na "ustawionych" polowaniach (Ex machina) i w końcu tytułowego, narcystycznego, ale na swój sposób sympatycznego robota (Próżny robot, Gallegher Bis, Ex machina). Za każdym razem kiedy rozpoczynamy lekturę trudno odgadnąć, w jakim kierunku potoczy się akcja, że o zakończeniach nie wspomnę. A te niejednokrotnie są błyskotliwe i potrafią zaskakiwać. Kuttner nie silił się na stworzenie kompletnego obrazu przyszłości, gdzieś jedynie zaznaczył postępujący rozwój technologiczny oraz rozdętą do granic możliwości machinę prawniczą, która wykpił bez litości.

Na część trzecią antologii składają się cztery opowiadania o Hogbenach – długowiecznej rodzinie mutantów mieszkających w Kentucky. Hogbenowie kryją się przed światem, a wśród ich nadzwyczajnych zdolności są niewidzialność, latanie, hipnoza i telepatia. Narratorem jest jeden z mutantów – nastoletni Saunk i to dzięki niemu poznajemy wielce nietypową familię i jej przygody. Najpierw Hogbenowie dają nauczkę lokalnemu politykowi-oszustowi (Stos kłopotów) i stają się obiektem naukowego zainteresowania pewnego profesora z miasta (Profesor opuszcza scenę), dalej muszą uporać się ze złośliwym sąsiadem (Do zobaczenia) oraz odpychającymi Pughami – synem oraz ojcem, którego nadrzędnym celem jest zachowanie ciągłości rodu (Zimna wojna). Teksty o mutantach są chyba jeszcze bardziej nieprzewidywalne i zwariowane niż te o Gallegherze. Niczym nieskrępowany humor wylewa się niemal z każdej strony, więc czytelnik ma mnóstwo okazji do uśmiechu – oczywiście głównym jego powodem są sami bohaterowie. Podsumowując: niezłe, naprawdę śmieszne i mocno odjechane.

Obojętnie czy spojrzymy na treść, czy też formę, zawartości Próżnego robota nie sposób zaliczyć do pokrytych kurzem staroci. Nawet jeśli niektóre opowiadanka leciutko (podkreślam: leciutko) trącą myszką, to i tak mają w sobie specyficzny urok. Bardzo udany, klasyczny zbiór. Warto!  

J.Rusak