środa, 26 listopada 2014

Rozstrzygnięcie ankiety: elfy czy krasnoludy?

Członkowie klubu Repton 19 listopada 2014 roku przeprowadzili ankietę dotyczącą wyboru pomiędzy elfami a krasnoludami. Zgadnijcie kto wygrał?
W ankiecie należało wpisać kto jest waszym ulubieńcem i dlaczego.
Jak niektórzy mogli się spodziewać wygrały elfy. Głosowało na nie 156 osób, a na krasnoludy 62 osoby.

Tak określaliście elfy:
- w książkach fantasy zawsze wydawały się ciekawsze
- inteligentne
- mają magiczną moc
- bardzo podobają mi się ich uszy
- fajny bohater Legolas
- maja fajne uszy i świetnie strzelają z łuków
- żyją zgodnie z przyrodą
- promują zdrowy styl życia
- strzelają z łuków i występują w "Hobbicie"
- milsze
- dużo ciekawsze i lepsze
- ładne, słodkie i magiczne
- są super, mają fajne moce
- świetni łowcy; zwinne, sprytne
- pomagają św. Mikołajowi
- odważne, waleczne, nie angażują się zbytnio w inne sprawy
- spokojne, majestatyczne, piękne
- zręczne, mają długie włosy i szpiczaste uszy
- bardziej magiczne od krasnoludów, kojarzą się z czułością
- czarują.
 
Krasnoludy natomiast:
- czynią dobro
- są śmieszne
- silne, owłosione
- niskie, sprytne
- małe, waleczne, fajne
- słodkie
- bardzo silne
- małe, kojarzą się z małymi pomocnikami
- dobre
- mają fajne brody
- opanowali mechanizmy
- mają epickie brody, wielkie młoty i kopalnie
-  niskie, grube i mieszkają w kopalniach
- mają ciężką zbroję, broń i silną fortyfikację w grach
- potrafią zrobić dobrą broń
- mają brodę, noszą ciężką broń i zawsze są lepsi.

Bardzo dziękujemy wszystkim uczniom, którzy wzięli udział w ankiecie oraz nauczycielom za możliwość jej przeprowadzenia w klasach.
                                                                          
Anna Kaleta

wtorek, 25 listopada 2014

Moje polecanki - "Nokturny"


Dziś, w ramach "polecanek", moja recenzja "Nokturnów"  Johna Connolly'ego książki dla miłośników grozy w stylu starych mistrzów takich jak E.A. Poe czy H.P. Lovecraft.

Groza z klasą


 
Na okładce książki Nokturny jej autora, Johna Connolly’ego, określono jako człowieka natchniętego duchami starych mistrzów grozy. W zaprezentowanych krótkich formach irlandzki pisarz nawiązał nie tylko do twórczości Jamesa, Lovecrafta i Poego, ale również do konkretnej powieści Kinga, a w zamykającym zbiór tekście zaprezentował historię ze swoim "flagowym" bohaterem – prywatnym detektywem, Charliem "Birdem" Parkerem.

Lekturę zaczynamy od Rakotwórczego kowboja – drugiego co do długości opowiadania, w którym niektóre motywy i postacie kojarzą się ze Sklepikiem z marzeniami Kinga. Rasowy glina z małego, amerykańskiego miasteczka nazwiskiem Lopez, który bardzo poważnie traktuje swoją pracę (najwyraźniej hasło "to protect and serve" nie jest dlań pustym sloganem) od razu wyczuwa kłopoty, a nawet zagrożenie dla mieszkańców ze strony osobliwego przybysza. Nie myli się, bo dziwny mężczyzna to typ destrukcyjny, przepełniony bólem, ale czerpiący przyjemność z krzywdzenia i zadawania cierpienia bliźnim. Tytułowy kowboj przynosi śmierć i zniszczenie, ale, tak jak demoniczny sklepikarz z książki Kinga, obawia się zdecydowanego policjanta. Co jest największą różnicą między utworami? Connolly opowieść znacznie skompresował, a mimo to udało mu się oddać nastrój małomiasteczkowej społeczności oraz odpowiednio zaprezentować wielu bohaterów, a nie tylko dwóch najważniejszych. Właściwie, ma się wrażenie, że ludzie w Easton (oprócz Lopeza również jego atrakcyjna partnerka, podwładni, homoseksualny lekarz oraz inni) są jak wyjęci z życia. Biorąc pod uwagę objętość Rakotwórczego kowboja (około pięćdziesiąt stron) to naprawdę nie lada sztuka! Do drobniejszych plusów zaliczyć należy miejscami wyzierający ze zdań ironiczny humor i ostatnie akapity, przypominające zakończenia klasycznych horrorów. 



Nie gorsze jest ostatnie, najobszerniejsze opowiadanie – Oko innego świata. Konwencją blisko mu do książek Mike’a Careya, również protagoniści wykazują pewne podobieństwa, choć Charlie Parker nie wykonuje zawodu egzorcysty. Jest też odrobinę "starszy" (stworzony wcześniej) od Felixa Castora. Rdzeń fabuły to sprawa porywacza i dzieciobójcy sprzed lat. Morderca w swoim domu, tuż przed złapaniem przez policję, zabił się, wypowiadając dziwne słowa. Charliego wynajmuje nowy właściciel domu i jednocześnie ojciec jednej z ofiar. Tak zaczyna się tajemnicza, mroczna sprawa, której finał zawiera elementy nadprzyrodzone. Obok Chandlerowskiego bohatera, pojawiają się inni ciekawi osobnicy, jak choćby zagadkowy egzekutor, żądający (w ramach zadośćuczynienia za bliżej nieokreślony dług) jednego lustra z domu zabójcy czy facet, którego fascynuje wszystko, co wiąże się z miejscami zbrodni. W dialogach autor podkreślił osobowość postaci – lokalny mafiozo jest pełen arogancji, egzekutor wyraża się w sposób zwięzły i konkretny, a wypowiedzi "Birda" często oscylują pomiędzy ironią, a sarkazmem. Warsztat Irlandczyka nie opiera się na sporej ilości prostych zdań, niezależnie od dynamizmu akcji czy jego braku, jak to bywa w niektórych, "bestsellerowych" powieściach kryminalnych. Klimat jest lepszy niż u Careya – czuć atmosferę strachu przed realnym niebezpieczeństwem i czymś, co wykracza poza nasz świat. Kolaż kryminału z grozą wyszedł pisarzowi, jeśli nie wzorowo, to przynajmniej bardzo dobrze.

Co znajduje się pomiędzy Rakotwórczym kowbojem a Okiem innego świata i stanowi nieco ponad połowę książki? Trzynaście tekstów – na ogół króciutkich – utrzymanych w starym stylu; takich, które mają w sobie coś z zabytkowych, eleganckich mebli. Częścią uroku kilku opowiadań są także tytuły, w mniejszym lub większym stopniu zdradzające treść oraz to, z kim (lub czym) będziemy mieli do czynienia (Demon pana Pettingera, Wiedźmy z Unterbury, Wampirzyca, panna Fromm). Żeby postraszyć, Connolly sięga także po makabrycznych klaunów (Gdy dziecko zbłądzi…) oraz postać uprowadzającą dzieci, znaną z ballady Goethego (Król Olch), choć tu niekoniecznie należy traktować ją dosłownie. Przenośne znaczenie można dostrzec również w przemianie córki wychowywanej przez samotnego ojca (Moja nowa córka). Z uwagi na zaskakujące zakończenie (przynajmniej w porównaniu do pozostałych opowiadań) wyróżnia się Kotłownia – narracja, jak w charakterystycznych nowelach E.A. Poego, jest pierwszoosobowa, a wina i tutaj nie pozostaje bez kary.

Na osobne potraktowanie zasługuje Rytuał kości, w którym Conolly obdarzył nauczycieli w prestiżowej, brytyjskiej szkole dla chłopców, nazwiskami wymienionych na okładce literatów. I tak, ciało pedagogiczne współtworzą profesorowie James i Poe, a na czele szkoły stoi charyzmatyczny dyrektor Lovecraft. Prawie całą społeczność, poza narratorem i jego kolegą, łączy upiorny obrzęd, którego opisu zapewne nie powstydziłby się Samotnik z Providence. Autor oddaje szacunek urodzonym w XIX wieku mistrzom, ale jednocześnie kilkakrotnie mruga do czytelnika.

Co jest w zbiorze najistotniejsze? Wszystkie trzynaście historii to udane stylizacje – od nastroju, aż po formę w całej rozciągłości; dobre upodobnienie ich do utworów nawet tak charakterystycznych, rozpoznawalnych twórców świadczy o klasie pisarza. Kluczem do tego, aby ta książka się podobała jest więc akceptacja bardzo konkretnej konwencji, ale nawet jeśli nie przepadamy za prozą pióra Lovecrafta czy Poego, to docenić powinniśmy przynajmniej sam kunszt ich naśladowcy.

Ostatnia zaleta Nokturnów, którą chciałbym zasygnalizować to przystępna cena. Co prawda ilość stron nie imponuje, ale rekompensuje to nieduża czcionka – jest więc co czytać. Niniejszym wpisuję Connolly’ego na listę mniej popularnych pisarzy, których książkom muszę się przyjrzeć bliżej (z naciskiem na perypetie Parkera), co i Wam, drodzy czytelnicy proponuję. 

J.Rusak

piątek, 14 listopada 2014

Ankieta: ELFY CZY KRASNOLUDY?


KLUB REPTON ZAPRASZA DO UDZIAŁU W ANKIECIE DOTYCZĄCEJ POSTACI FANTASY.


Klubowicze w środę 19 listopada będą wchodzić do klas i przeprowadzać ankietę, prosimy nauczycieli o umożliwienie im tego. Potrwa to 5-10 minut. 

W literaturze fantastycznej poznajemy wiele baśniowych postaci, prosimy was o wybranie jednej z dwóch.
Elfy czy krasnoludy zjednały wasza przychylność, bardziej się wam podobają, moglibyście ich naśladować w zaczarowanym świecie?
Prosimy o wypełnienie ankiety. Opisywane przez was postacie mogą być z książek, filmów lub innych materiałów.
Należy napisać: wybieram …………………. (elfy czy krasnoludy) bo .................  (napisać dlaczego).
Karteczki zbieramy do srebrnej skrzynki. O wynikach ankiety poinformujemy was na stronie klubu Repton:
 

Dziękujemy.
                                                                                                                
Anna Kaleta

środa, 12 listopada 2014

Fantastyczna galeria - elfy


Zamiast wcześniejszych krasnoludów proponuję elfy: piękne, delikatne, majestatyczne...
Jeżeli macie inne propozycje, zapraszam do wysyłania.

To propozycje Leony:
 
 









 
 

Fantastyczna galeria - steampunk

Przyszła kolej na kolejną galerię, tym razem steampunkową. Steampunk (od ang. steam - para) to jeden z wielu podgatunków fantastyki, obecnie dość modny. Na pewno nie jest on moim ulubionym nurtem, ale z pewnością ma swój urok, czyż nie? Miłego oglądania!
 
J.Rusak
 









czwartek, 6 listopada 2014

Moje polecanki - "Magiczne lata"


Postanowiłem rozpocząć nowy cykl reptonowych wpisów. Co jakiś czas na naszym blogu, na zasadzie "polecanek", będę zamieszczał wybrane, pisane kiedyś przeze mnie recenzje książek. Część z nich, po profesjonalnej korekcie, opublikowano na Poltergeiście. Zachęcam serdecznie do odwiedzania tego portalu i czytania zamieszczanych tam tekstów; zainteresowanych odsyłam także na stronę mojego - "nieczynnego" już - bloxa, którego prowadziłem przez ponad trzy lata:

http://jareckr.blox.pl/html

Dziś, na pierwszy ogień moja recenzja "Magicznych lat" Roberta McCammona:

Magiczna lektura
 
 
Boy’s life, najbardziej znana powieść Roberta McCammona, w Polsce ukazała się jako Magiczne lata. I w tym tłumaczeniu tytuł pasuje do treści nawet lepiej niż oryginalny.
 
Otwarcie całej opowieści jest dość nietypowe: we wstępie do czytelnika zwraca się sam główny bohater i narrator – pisarz urodzony w południowej Alabamie na początku lat pięćdziesiątych. Mężczyzna przedstawia się jako Cory Jay Mackenson i zaprasza w podróż w przeszłość do miejscowości Zephyr, do czasów kiedy był dwunasto-trzynastolatkiem. Co prawda po takim wprowadzeniu wiemy już, że protagonista wyjdzie cało ze wszystkich opisywanych dalej epizodów, ale – zapewniam! – w żaden sposób nie umniejsza to przyjemności płynącej z lektury.

Akcja Magicznych lat rozgrywa się na przestrzeni dwunastu miesięcy, zaczynając od wiosny 1964, a kończąc na zimie 1965 roku. Cztery pory roku stanowią kolejne części powieści, co nasuwa skojarzenia ze znanym zbiorem nowel Stephena Kinga. Wszystko rozpoczyna się w momencie gdy Cory i jego ojciec stają się jedynymi świadkami osobliwego wypadku: do jeziora zjeżdża samochód z unieruchomionym wewnątrz kierowcą. Mackenson senior nurkuje do wody, lecz okazuje się, że nie można uratować zamkniętego w aucie mężczyzny, gdyż… został on wcześniej skatowany i zabity. Kto stoi za tym morderstwem?

Myli się ten, kto sądzi, że teraz wszystko potoczy się jak w rasowym kryminale, bowiem książki McCammona nie da się przypisać do jednego literackiego gatunku. Zagłębiając się w lekturę, szybko przekonujemy się, że w Zephyr dzieje się mnóstwo niezwykłych rzeczy, czasem wywołujących dreszczyk emocji, czasem wzbudzających grozę, bardzo często owianych mgiełką niesamowitości lub wręcz opierających się na zjawiskach paranormalnych. Niepozorne miasteczko kryje w sobie wielkie sekrety i… magię, nawet jeśli przyjmiemy, że niektóre wydarzenia zostały wyolbrzymione przez chłopięcą wyobraźnię narratora.

Autor zaserwował czytelnikom tak wiele wątków i tajemnic do odkrycia, że spokojnie można nimi obdzielić kilka powieści, a motywy z niejednego rozdziału świetnie nadawałyby się na materiał do osobnych opowiadań. Czegóż tu nie znajdziemy! W rzece przepływającej przez Zephyr żyje niezidentyfikowane monstrum, na pobliskich szosach co jakiś czas pojawia się samochód-widmo, Cory jeździ na magicznym rowerze (czy naprawdę jest magiczny czy to tylko dziecięca fantazja?), w dzielnicy dla czarnoskórych mieszka staruszka uważana za wiedźmę voodoo, okolicą trzęsie groźna szajka, a jeden z mieszkańców miasta utrzymuje, iż był kiedyś niezrównanym rewolwerowcem. Ilość intrygujących historii opowiedzianych na ponad sześciuset stronach jest imponująca; wprost nie sposób ich wyliczyć! Parafrazując słowa jednej z postaci, Vernona (alter ego McCammona): ta książka porusza także sprawy drobne, codzienne, składające się na wspomnienia przeżytych chwil. Poza wszelkimi niezwykłościami występują w niej więc takie tematy jak dorastanie, szkolne życie, młodzieńcza przyjaźń, czy znacznie poważniejsze jak przestępczość i korupcja, śmierć oraz związane z nią emocje i poczucie pustki po odejściu bliskich.

Podczas czytania Magicznych lat trudno zapomnieć w jakich czasach osadzono fabułę. Aby tak było, autor co jakiś czas podsuwa nam odpowiednie nazwiska (Kennedy zastrzelony w listopadzie 1963, Castro) lub drobne wzmianki o wojnie w Wietnamie czy próbach z bronią atomową. Nadal obowiązuje segregacja rasowa, a Ku Klux Klan w południowych Stanach Zjednoczonych ma swoich zagorzałych zwolenników. Gospodarczo kraj znajduje się w okresie prosperity, co widać chociażby po gwałtownej ekspansji supermarketów, które wypierają z rynku drobnych sprzedawców i producentów. Wprawdzie historyczna "otoczka" nie jest tak rozbudowana (bo nie tak ważna) jak w przypadku Dallas’63 Kinga, ale i tak w zupełności wystarcza.

Gdyby posłużyć się uproszczeniami, Magiczne lata to w jakiejś części thriller z satysfakcjonującym zakończeniem (rozwiązanie zagadki zabójstwa), wzbogacony domieszką horroru, a w jeszcze większej mierze – proza z pogranicza głównego nurtu i realizmu magicznego w najlepszym wydaniu. McCammon powoli, kawałek po kawałku, odkrywa obraz zaczarowanego miasta i jego okolic, co u czytelnika wzmaga tylko ciekawość i ani na chwilę nie wywołuje uczucia znudzenia. Ponieważ wszystko ukazane zostało z perspektywy dziecka, tekst pełen jest barwnych, przemawiających do wyobraźni opisów – nawet rzeczy zwyczajne nabierają tu niezwykłego wymiaru (to, co dorosły określiłby jako "zwyczajne", dla chłopca wcale takie być nie musi). Powieść cechuje odpowiedni do wieku narratora klarowny styl pozbawiony zdaniowych łamańców; innymi słowy: nie znajdziemy w niej jakichkolwiek eksperymentów językowych. I to absolutnie nie jest mankament!

Magiczne lata przyniosły mi urzekającą, chwytającą za serce lekturę. To jedna z tych książek, o których łatwo się nie zapomina. Fabuła powinna wciągnąć i nastolatków, i znacznie starszych miłośników fantastyki – któż z Was nie chciałby ponownie zanurzyć się w świecie przygód i dziecięcej fantazji?
 
J.Rusak