Druga książka Bernarda Miniera z komisarzem Servazem w roli głównej. Zapraszam do lektury recenzji.
Cienie przeszłości
Bielszy odcień śmierci ze świetnie zaplanowaną fabułą, znakomicie stopniowanym napięciem oraz starannie budowanym klimatem zapewnił Bernardowi Minierowi sukces również w Polsce. Czy Krąg, czyli dalszy ciąg nieustającej walki komendanta Martina Servaza i jego ludzi ze zbrodnią, jest książką równie udaną? Przekonajmy się.
Niepokojący prolog ukazuje
rozpacz kobiety porwanej i przetrzymywanej przez psychopatę. Wprawdzie
tożsamość okrutnego kata nie zostaje ujawniona, ale każdemu, kto czytał Bielszy odcień śmierci od razu
zaświta w głowie jedno nazwisko – Julian Hirtmann. Motyw uprowadzonej zostaje
jednak zawieszony, a na kolejnych kilkudziesięciu stronach autor serwuje nam
pierwsze morderstwo. Otóż w uniwersyteckim miasteczku Marsac policja znajduje
związane i utopione w wannie ciało atrakcyjnej pani profesor. Ważnym elementem
miejsca zbrodni są pływające w basenie lalki z kolekcji denatki. Od razu także
mamy i podejrzanego. W momencie wkroczenia stróżów prawa na posesji przebywał
bowiem Hugo Bokhanowsky – student będący pod silnym wpływem środków
odurzających. Lokalny prokurator powierza sprawę Servazowi, a ten już na
wstępie ma niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż Hugo to syn jego dawnej
kochanki. Czy w takiej sytuacji komendantowi uda się zachować obiektywizm osądów?
Co przyniesie powrót do miasta znanego mu z czasów studenckich i ponowne
spotkanie z kobietą, którą kiedyś bardzo kochał?
W jednym z wywiadów Minier podkreślił, że przez wykreowane
postacie stara się ukazać zmiany jakie zaszły we francuskim społeczeństwie. I
tak na przykład Martin (nota bene odstający od stereotypu twardego
śledczego) reprezentuje starsze pokolenie; to człowiek ceniący gruntowne,
wszechstronne wykształcenie akademickie, poezję oraz muzykę klasyczną, za to
pozostający zupełnie na bakier z nowinkami technicznymi i technologicznymi.
Można powiedzieć, że protagonista stoi niejako w opozycji do współczesnego, coraz
szybciej „kręcącego się” świata, w którym najwyraźniej świetnie odnajdują się
młodsi koledzy i koleżanki z „drużyny” – homoseksualny Espérandieu, bojowa
policjantka Samira czy wreszcie znająca hakerski fach i kochająca adrenalinę (a
także inne kobiety) funkcjonariuszka żandarmerii Ziegler. Właściwie nie dziwi
już fakt, że obie panie nieporównywalnie lepiej radzą sobie z walką wręcz czy
strzelaniem niż Servaz – taki, widać, znak czasów.
Warto zwrócić uwagę na muzykę słuchaną przez bohaterów. To właśnie
upodobania muzyczne (konkretnie twórczość austriackiego kompozytora Mahlera)
łączą komendanta z demonicznym Hirtmannem, co w powieści odgrywa rolę
niebagatelną. Pewnie policjant i były genewski prokurator nieraz kulturalnie
porozmawialiby sobie przy kieliszku koniaku bądź lampce wina… gdyby nie
upodobanie tego drugiego do mordowania ludzi. No właśnie, tu dochodzimy do
szwarccharakteru. Autor znowu do końca trzyma czytelnika w niepewności – nie
wiemy bowiem, czy Julian jest zamieszany w dwa zabójstwa (poza piękną
wykładowczynią ginie jeszcze pewien hodowca psów), czy też odgrywa pośrednią
rolę strasząc z ukrycia. W każdym razie wszyscy ci, którzy po lekturze Bielszego odcienia z chęcią zakrzyknęliby „za mało
Hirtmanna”, tym razem powinni poczuć się usatysfakcjonowani, gdyż w Kręgu poznajemy fakty z dzieciństwa
Szwajcara, a nawet, przez moment, patrzymy na wydarzenia z jego perspektywy. W
sumie słowa uznania dla Miniera ślę za staranne tworzenie wszystkich postaci
(nikt nie został zaniedbany), ze szczególnym naciskiem na Servaza i Hirtmanna,
powoli urastającego do rangi Hannibala Lectera.
Powieść ucieszy amatorów kryminałów/thrillerów ilością tropów,
liczbą kolejno wyłaniających się podejrzanych oraz umiejętnym zasiewaniem
ziaren wątpliwości. Pisarz nie poprzestał na prostej historyjce kryminalnej,
lecz solidnie „obudował” ją licznymi wątkami pobocznymi, głębią psychologiczną
postaci i faktami z przeszłości głównego bohatera. Nie zapomniał o tle
narodowym, a akcję ulokował w konkretnym czasie, mianowicie podczas trwania
mistrzostw świata w piłce nożnej w RPA (gdzie reprezentacja Francji zagrała
bardzo kiepsko). Minier dobitnie zahaczył o politykę pokazując ją w świetle
bardzo nieprzychylnym – demokracja zza kulisów to teatrzyk pozorów i gra dla
cyników. Również światek uniwersytecki Marsac kryje nieco moralnego brudu, a
przede wszystkim pewną tragedię sprzed lat.
Pora odpowiedzieć na pytanie zawarte w leadzie recenzji: czy nowa powieść dorównuje
poprzedniczce? Obie pozycje mają zbliżoną objętość i podobny stopień skomplikowania
intrygi. Niestety, Kręgowi brakuje misternie budowanego nastroju,
który by mroził, przerażał i elektryzował jednocześnie. Akcja rozkręca się
wolniej, przyspiesza zauważalnie natomiast gdzieś w połowie książki, co
niektórzy uznają za większą lub mniejszą wadę. I ostatnia rzecz, taki malutki
minus: zbyt często Minier napomyka o tym, co działo się w Bielszym odcieniu – niepotrzebnie, bo po Krąg w większości sięgną osoby znające
debiut (znajomość ta nie jest absolutnie konieczna, raczej mocno wskazana) i,
jak mniemam, bez poważnych problemów z pamięcią.
Należy stwierdzić, że
francuski autor zapracował na miano twórcy kryminału erudycyjnego. Dlatego też,
mimo, iż Krąg pod kilkoma względami ustępuje Bielszemu odcieniowi śmierci to nadal jest całkiem dobrą powieścią.
J.Rusak
Bielszy odcień śmierci ze świetnie zaplanowaną fabułą, znakomicie stopniowanym napięciem oraz starannie budowanym klimatem zapewnił Bernardowi Minierowi sukces również w Polsce. Czy Krąg, czyli dalszy ciąg nieustającej walki komendanta Martina Servaza i jego ludzi ze zbrodnią, jest książką równie udaną? Przekonajmy się.
Niepokojący prolog ukazuje rozpacz kobiety porwanej i przetrzymywanej przez psychopatę. Wprawdzie tożsamość okrutnego kata nie zostaje ujawniona, ale każdemu, kto czytał Bielszy odcień śmierci od razu zaświta w głowie jedno nazwisko – Julian Hirtmann. Motyw uprowadzonej zostaje jednak zawieszony, a na kolejnych kilkudziesięciu stronach autor serwuje nam pierwsze morderstwo. Otóż w uniwersyteckim miasteczku Marsac policja znajduje związane i utopione w wannie ciało atrakcyjnej pani profesor. Ważnym elementem miejsca zbrodni są pływające w basenie lalki z kolekcji denatki. Od razu także mamy i podejrzanego. W momencie wkroczenia stróżów prawa na posesji przebywał bowiem Hugo Bokhanowsky – student będący pod silnym wpływem środków odurzających. Lokalny prokurator powierza sprawę Servazowi, a ten już na wstępie ma niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż Hugo to syn jego dawnej kochanki. Czy w takiej sytuacji komendantowi uda się zachować obiektywizm osądów? Co przyniesie powrót do miasta znanego mu z czasów studenckich i ponowne spotkanie z kobietą, którą kiedyś bardzo kochał?
Niepokojący prolog ukazuje rozpacz kobiety porwanej i przetrzymywanej przez psychopatę. Wprawdzie tożsamość okrutnego kata nie zostaje ujawniona, ale każdemu, kto czytał Bielszy odcień śmierci od razu zaświta w głowie jedno nazwisko – Julian Hirtmann. Motyw uprowadzonej zostaje jednak zawieszony, a na kolejnych kilkudziesięciu stronach autor serwuje nam pierwsze morderstwo. Otóż w uniwersyteckim miasteczku Marsac policja znajduje związane i utopione w wannie ciało atrakcyjnej pani profesor. Ważnym elementem miejsca zbrodni są pływające w basenie lalki z kolekcji denatki. Od razu także mamy i podejrzanego. W momencie wkroczenia stróżów prawa na posesji przebywał bowiem Hugo Bokhanowsky – student będący pod silnym wpływem środków odurzających. Lokalny prokurator powierza sprawę Servazowi, a ten już na wstępie ma niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż Hugo to syn jego dawnej kochanki. Czy w takiej sytuacji komendantowi uda się zachować obiektywizm osądów? Co przyniesie powrót do miasta znanego mu z czasów studenckich i ponowne spotkanie z kobietą, którą kiedyś bardzo kochał?
W jednym z wywiadów Minier podkreślił, że przez wykreowane
postacie stara się ukazać zmiany jakie zaszły we francuskim społeczeństwie. I
tak na przykład Martin (nota bene odstający od stereotypu twardego
śledczego) reprezentuje starsze pokolenie; to człowiek ceniący gruntowne,
wszechstronne wykształcenie akademickie, poezję oraz muzykę klasyczną, za to
pozostający zupełnie na bakier z nowinkami technicznymi i technologicznymi.
Można powiedzieć, że protagonista stoi niejako w opozycji do współczesnego, coraz
szybciej „kręcącego się” świata, w którym najwyraźniej świetnie odnajdują się
młodsi koledzy i koleżanki z „drużyny” – homoseksualny Espérandieu, bojowa
policjantka Samira czy wreszcie znająca hakerski fach i kochająca adrenalinę (a
także inne kobiety) funkcjonariuszka żandarmerii Ziegler. Właściwie nie dziwi
już fakt, że obie panie nieporównywalnie lepiej radzą sobie z walką wręcz czy
strzelaniem niż Servaz – taki, widać, znak czasów.
Warto zwrócić uwagę na muzykę słuchaną przez bohaterów. To właśnie
upodobania muzyczne (konkretnie twórczość austriackiego kompozytora Mahlera)
łączą komendanta z demonicznym Hirtmannem, co w powieści odgrywa rolę
niebagatelną. Pewnie policjant i były genewski prokurator nieraz kulturalnie
porozmawialiby sobie przy kieliszku koniaku bądź lampce wina… gdyby nie
upodobanie tego drugiego do mordowania ludzi. No właśnie, tu dochodzimy do
szwarccharakteru. Autor znowu do końca trzyma czytelnika w niepewności – nie
wiemy bowiem, czy Julian jest zamieszany w dwa zabójstwa (poza piękną
wykładowczynią ginie jeszcze pewien hodowca psów), czy też odgrywa pośrednią
rolę strasząc z ukrycia. W każdym razie wszyscy ci, którzy po lekturze Bielszego odcienia z chęcią zakrzyknęliby „za mało
Hirtmanna”, tym razem powinni poczuć się usatysfakcjonowani, gdyż w Kręgu poznajemy fakty z dzieciństwa
Szwajcara, a nawet, przez moment, patrzymy na wydarzenia z jego perspektywy. W
sumie słowa uznania dla Miniera ślę za staranne tworzenie wszystkich postaci
(nikt nie został zaniedbany), ze szczególnym naciskiem na Servaza i Hirtmanna,
powoli urastającego do rangi Hannibala Lectera.
Powieść ucieszy amatorów kryminałów/thrillerów ilością tropów,
liczbą kolejno wyłaniających się podejrzanych oraz umiejętnym zasiewaniem
ziaren wątpliwości. Pisarz nie poprzestał na prostej historyjce kryminalnej,
lecz solidnie „obudował” ją licznymi wątkami pobocznymi, głębią psychologiczną
postaci i faktami z przeszłości głównego bohatera. Nie zapomniał o tle
narodowym, a akcję ulokował w konkretnym czasie, mianowicie podczas trwania
mistrzostw świata w piłce nożnej w RPA (gdzie reprezentacja Francji zagrała
bardzo kiepsko). Minier dobitnie zahaczył o politykę pokazując ją w świetle
bardzo nieprzychylnym – demokracja zza kulisów to teatrzyk pozorów i gra dla
cyników. Również światek uniwersytecki Marsac kryje nieco moralnego brudu, a
przede wszystkim pewną tragedię sprzed lat.
Pora odpowiedzieć na pytanie zawarte w leadzie recenzji: czy nowa powieść dorównuje
poprzedniczce? Obie pozycje mają zbliżoną objętość i podobny stopień skomplikowania
intrygi. Niestety, Kręgowi brakuje misternie budowanego nastroju,
który by mroził, przerażał i elektryzował jednocześnie. Akcja rozkręca się
wolniej, przyspiesza zauważalnie natomiast gdzieś w połowie książki, co
niektórzy uznają za większą lub mniejszą wadę. I ostatnia rzecz, taki malutki
minus: zbyt często Minier napomyka o tym, co działo się w Bielszym odcieniu – niepotrzebnie, bo po Krąg w większości sięgną osoby znające
debiut (znajomość ta nie jest absolutnie konieczna, raczej mocno wskazana) i,
jak mniemam, bez poważnych problemów z pamięcią.
Należy stwierdzić, że
francuski autor zapracował na miano twórcy kryminału erudycyjnego. Dlatego też,
mimo, iż Krąg pod kilkoma względami ustępuje Bielszemu odcieniowi śmierci to nadal jest całkiem dobrą powieścią.
J.Rusak